MIEJSCOWA GAZETA

Informujemy, iż dnia 01.10.1996 roku do miejscowości Sad Town z wielkim hukiem i bez zapowiedzi zagościło wesołe miasteczko! Zajęło duży teren miasta, jednakże podobno za zgodą burmistrza! Kto by się spodziewał, że Mr. Smutter kiedykolwiek zgodzi się na tak nietypową ugodę? Miejscowi aż wrzą ze wściekłości i krzywo patrzą na kolorowe uządzenia, a jeszcze bardziej na wyszczerzone postacie, które próbowały wcisnąć im dziwne i podejrzanie wyglądające jabłka w zapewne zatrutej pomarańczowej polewie - mówi mieszkanka naszego miasteczka, Pani Bólogłowa. Kto wie ile jeszcze zostało do końca naszego limitu i kiedy zaczną się jawne protesty przeciw mało znanej trupie cyrkowej?
MIEJSCOWA GAZETA

Informujemy, iż dnia 01.10.1996 roku do miejscowości Sad Town z wielkim hukiem i bez zapowiedzi zagościło wesołe miasteczko! Zajęło duży teren miasta, jednakże podobno za zgodą burmistrza! Kto by się spodziewał, że Mr. Smutter kiedykolwiek zgodzi się na tak nietypową ugodę? Miejscowi aż wrzą ze wściekłości i krzywo patrzą na kolorowe uządzenia, a jeszcze bardziej na wyszczerzone postacie, które próbowały wcisnąć im dziwne i podejrzanie wyglądające jabłka w zapewne zatrutej pomarańczowej polewie - mówi mieszkanka naszego miasteczka, Pani Bólogłowa. Kto wie ile jeszcze zostało do końca naszego limitu i kiedy zaczną się jawne protesty przeciw mało znanej trupie cyrkowej?
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Nie wchodzić! Grozi zawaleniem

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Klaun
Szmugler śmiechu
Klaun


Liczba postów : 13
Pochodzenie : Sad Town.

Nie wchodzić! Grozi zawaleniem Empty
PisanieTemat: Nie wchodzić! Grozi zawaleniem   Nie wchodzić! Grozi zawaleniem EmptyWto Kwi 22, 2014 9:53 pm

Imię i nazwisko: George Linstay.

Pseudonim: Klaun.

Data urodzenia:
Nie powinno Cię to interesować. Kiedy klaun będzie miał urodziny, na pewno tego nie przegapisz. Obecnie ma 25 lat.

Pochodzenie: Sad Town.

Rodzina:
Słodka rodzina! Mawia się, że wychodzi się z nią dobrze tylko na zdjęciach. W tym przypadku ta reguła również się sprawdza, o ile za dobrze prezentujące się uznamy ponure, wymuszone uśmiechy, które nawet nie starają się dosięgać oczu, dwójkę rozwrzeszczanych, zapłakanych bachorów z bańkami smarków pod nosem, dziewczynkę przystrojoną w kokardy, która to mruży zajadle powieki od rażącego słońca oraz trzech chłopców, z których tylko jeden stoi spokojne, gdyż pozostali (choć nie jest to tak widoczne na fotografii) ciągle się szturchają i próbują wzajemnie czochrać ulizane włosy. Ten jeden spokojny chłopiec wyjątkowo wyróżnia się na tle reszty. Niewymuszony, radosny uśmiech rozświetla jego lico, nie garbi się, ale nie przybiera również zbyt sztywnej postawy, unosi wesoło brwi i patrzy pobłażliwym (a może cynicznym?) wzrokiem prosto w obiektyw. Domyślasz się, kto to taki?


Ranga: Szmugler śmiechu.

Grupa: Atrakcje.


Charakter:
Na drugie mu Ironia, na trzecie Cynizm, czwartego nie ma, piąte brzmi Optymizm... a, nie, nie... miało być Egoizm. Ale to się nie rymuje tak fajnie.
Cóż, na tym teoretycznie można by zakończyć jakże rozbudowany opis, ale zapewne nie wszystkim by on wystarczył. W sumie mnie to nie obchodzi, jednak dla własnej satysfakcji pozwolę sobie go jeszcze rozbudować.
Otóż klaun, jak na klauna przystało, wesoły być musi. I nie jest to kwestią wyboru, chcenia bądź niechcenia. To jego obowiązek. Bo co to za klaun, jeśli jest ponury? Toż to groteskowe, prawda? Jego zadaniem jest rozbawić, zrobić z siebie (ale czy tylko?) pośmiewisko. Rozbić sobie placek jagodowy na twarzy czy coś. I popatrz tylko - tak się poświęca, a przecież makijażu szkoda. O placku nawet nie wspominając. Jednak czego się nie robi, aby tylko ujrzeć roześmiane buzie widzów? To przecież najlepsza nagroda, zadośćuczynienie za wszystkie żmudne przygotowania, te wszystkie starania, poświęcanie się. No, może nie do końca. Ale o tym później.
Trzeba przyznać, iż w Sad Town poprzeczkę zawieszono wyjątkowo wysoko, jednak to chyba każdy wie. Ale nie szkodzi, nasz drogi klaun lubi wyzwania. Jedynie za rywalizacją nie przepada. Czasem niemal szkoda mu tych wszystkich przegranych rywali. A zresztą... wszystko jest kwestią przyzwyczajenia.
Ów osobnik, wspomnieć należy, to istota bardzo specyficzna. Podczas występów przywdziewa ten swój zabawny uśmieszek, ciska z oczu (czy raczej oka) wesolutkimi iskierkami. A poza sceną? Bogowie, byście nie poznali. Co prawda poczucie humoru zostaje, jednakże przeistacza się w coś bardziej... górnolotnego? Wyniosłego? Tak, to chyba właściwe określenia. Niekiedy ma się wrażenie, że z pozoru niewinne żarty w rzeczywistości mają drugie dno, zabawne uwagi, które nie wzbudzają żadnych podejrzeń ani nie przymuszają do zastanowienia się nad ich znaczeniem, nie urągają nikomu, są tak naprawdę cynicznymi szyderami trafiającymi dokładnie tam, gdzie boli najbardziej. O ile ofiara jest na tyle spostrzegawcza, by ów ból dostrzec. Czasami również gdzieś wewnątrz pojawia się przeczucie, jakoby zwykły śmiech, który powinien być skierowany do nas, tak naprawdę jest przeciw nam. Dwulicowość? Gdzie tam! Gorzej. Aż nie wiem, jak to nazwać. Dobrze, że owa cecha uaktywnia się tylko wobec osób, których klaun nie lubi. A to jedynie większość, uf, ulżyło. Mógł nie lubić przecież wszystkich.
Ale nie mogę też zaprzeczyć, iż klaun ma częstokroć w zwyczaju raczyć społeczeństwo czystą kwintesencją obojętności. Brak mu empatii, jeśli dokładniej się mu przyjrzeć. Nie potrafi współczuć, sam chyba również współczucia nie oczekuje. Jest niezależny, nikomu się nie podlizuje, nigdy nie zdaje się na czyjąś łaskę lub jej brak. I to mu się, jako jedno z niewielu, akurat chwali. Nie zabiega również o żadną sympatię, nie zależy mu na sławie ani bogactwie.
Z klaunem to jest tak, że jak Ty mu nie dokuczysz, to on nie dokuczy Tobie. To sprawiedliwe. Mniej sprawiedliwie się robi, gdy ktoś mu nie podpasuje bez żadnej wyraźnej przyczyny, najmniejszego racjonalnego uzasadnienia. Nie, bo nie, po prostu. Niewiele wtedy jest do gadania. Wtedy też pozostaje współczuć, bo chociaż jego oblicze ma dwie strony medalu, to swej postawy wobec danych jednostek nie zmienia prawie nigdy. Trochę to przykre. Ale nie marudźmy, bowiem jak mawiał pewien filozof, tylko człowiek mierny narzeka. Słusznie.
Co jeszcze można dodać w kwestii temperamentu klauna? Jest wyrafinowany, oj, tak. Niech nie zmyli Cię prostactwo prezentowane na scenie dla szarych mas. Ich przecież tylko to zadowala.
Podajmy prosty przykład: chcesz się bić z klaunem? Tak Cię wkurzył? Uderz. Z pięści, prosto w twarz. Jak zareaguje? Proste - uśmiechnie się piekielnie uprzejmie, zapyta, czy ulżyło, a jak nie, to usłużnie nadstawi się jeszcze raz. To nie masochizm. To pogarda. Według niego przemoc fizyczna jest dla tych, którzy są zbyt głupi na psychiczną. Jeśli nie umiesz stoczyć bitwy na słowa - odejdź. Nic dla niego nie znaczysz. I mówiąc o owej bitwie nie mam na myśli ciskania kurwami i chujami. Wulgaryzmy też nie świadczą na korzyść podczas takiej potyczki z klaunem. Zresztą... nie ma po co gdybać. Rzadko kiedy nasz cyrkowiec ma ochotę na takie zabawy. W końcu jest zbyt beznamiętny, gruboskórny, by dać się sprowokować.
Czasem, bardzo rzadko udaje się zyskać przychylność klauna. Trudno ocenić, jakimi kryteriami się wtedy kieruje. Być może liczy się inteligencja. Być może obiektywizm i zdystansowanie w stosunku do świata. W każdym razie raczej nie zrzeszy on sobie zbyt wielu znajomych, o przyjaciołach nie wspominając.

Wygląd:
Na co zapewne najpierw zwrócisz uwagę? Szczerze powiedziawszy - nie wiem i nie mój to interes. Tobie natomiast wiedzieć należy, iż na co patrzeć zdecydowanie jest. Niech nie przestraszy Cię kredowo biała twarz, jest jedynie efektem makijażu (swoją drogą majstersztyk, prawda? Prawda?). Podobnie jak czerwone niczym krew usta, czerwone powieki oraz czerwony nos. I pamiętaj - nie tylko renifery są czerwononose. Klauny także. Równie czerwona jest źrenica, niemal zdaje się lśnić. Soczewka? A co to? Sam musisz spytać, czego efektem jest to pałające szkarłatem spojrzenie.
Idźmy jednak dalej - podobnie czerwone jak nos, usta i oczy (co, myślałeś, że to na tyle jeśli chodzi o barwy?) są włosy oraz brwi klauna. Bardziej jednak od ich koloru interesujące jest ułożenie. Albo jego brak, gdyż klaun ma wygolone boki oraz tył, zostawiając tylko na czubku rozwichrzoną niczym chorągiew,  sterczącą jak koguci grzebień kępę gęstych, pocieniowanych pasm. Gdyby się wysilił, być może stworzyłby z tego chaosu ładnego, schludnego pompadoura, jednak sam w sobie emanuje już wystarczająco onieśmielającym, a przy tym surowym pięknem. Chyba się zgadzasz?
Dosyć już czerwieni i włosów. Nareszcie, co? Jak więc wygląda twarz naszego klauna, gdy nie zdobi jej serdeczna cyrkowa powłoka? Cóż, zapewne ciężko to opisać osobie, która nigdy nie widziała jego oblicza pozbawionego maski, lecz postaram się to uczynić, w końcu od tego jestem i nie takie już rzeczy robiłem. Rysy prezentują się dość wyraźnie, ale nie przesadnie ostro, rzekłbym - w sam raz. Nos wąski, lekko orli, duże, okolone gęstymi rzęsami oczęcie, kształtne wargi, nieprzerośnięta broda, nie za szeroka szczęka. Ogólnie pozwolę sobie stwierdzić, iż jest dobrze. Lustro na jego widok nie pęknie, nikt nie oślepnie.
Co przykuwa spojrzenie? Blizna. Lub dwie, jeśli się przyjrzeć. Przecinająca pionowo prawe ślepię, druga jedynie sięgająca brwi. Co się stało? Nie chcesz wiedzieć. A na poważnie - nie wiem. Być może gdy dojdzie do opisywania jego historii, będę w stanie powiedzieć coś więcej.
A właśnie; co z drugim okiem? Dziwne jakieś, prawda? Zaklejone czymś, ciężko stwierdzić czym. A może w ogóle go nie ma? Bingo. Owe połyskujące ciemnym bordo, krzyżujące się plasterki to bardziej część charakteryzacji na scenę. Na co dzień woli coś mniej wyrafinowanego, ot, zwykłą łatkę na oko (prawie jak pirat, co?).
Ale skończmy wreszcie gadać o jego twarzy. Klaun ma 204 centymetry wzrostu, to bardzo ładna liczba. Nieco gorzej prezentują się możliwości z dopasowaniem ubrań, ale przecież on zawsze sobie poradzi. Jeśli chodzi o jego posturę... cóż, umięśnioną nazwać jej nie można. Nie jest gruby, ale również do anoreksji wiele mu brakuje. Określiłbym tę budowę ciała jako przeciętną. Rzecz wyjątkowa jak na naszego klauna, nieprawdaż? Co się zaś tyczy ubioru - zawsze elegancko, nawet podczas występu. Garnitur czy surdut to zwyczajny widok u owego cyrkowca. Gdy jest zimno, zakłada długi płaszcz (tylko długi płaszcz jest wystarczająco elegancki, zapamiętaj to sobie), natomiast na głowę kładzie wykwintny melonik. Rękawice koniecznie skórzane. Z kolei gdy jest ciepło, często można go zobaczyć w białej koszuli z podwiniętymi rękawami i czarnej, starannie zapiętej kamizelce. Mucha obowiązkowo. Zawsze i wszędzie. Niedługo zacznie się w niej kąpać i spać.
Nieodzownym towarzyszem klauna jest również drewniana (czarna, rzecz jasna) laska zakończona złotą wężową głową. Wzdłuż laski ręcznie wydrążono misterne zdobienia, które połyskują w słońcu miękkim blaskiem. Klaun osobiście poleruje ją co drugi dzień. Jakże by on wyglądał ładnie, jaka wyniosłość i finezja by od niego biły, gdyby nie to, kim jest oraz wiecznie kulawy chód, który stał się niemal jego wizytówką! Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Historia:
- Nigdy nie sugeruj się sugestiami sugerowanymi przeze mnie.
- Ż-że co? Nie rozumiem...
W istocie widać to po tobie. Klaun westchnął teatralnie.
- Spróbujmy inaczej... nigdy nie słuchaj tego, co mam do powiedzenia. Nawet tego, co mówię w tej chwili. Zaszkodzi ci.
- Ale... to przeczy samo sobie... - Była coraz bardziej sfrustrowana i niepewna, dostrzegał to gołym okiem.
- Chodzi o to - ciągnął cierpliwie - byś nigdy nie kierowała się moimi radami i wskazówkami. - W jego głosie pobrzmiewała łagodna nutka. Gdyby się zastanowić, zbyt łagodna. - Czuję się za ciebie odpowiedzialny, moja miła.
- A idź ty! Nigdy nie wiem, co tak naprawdę masz na myśli! Jesteś dziwny.
Jej niewinny gniew wywabił stonowany uśmieszek na usta klauna. Dziewczyna wstała i wyszła, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.
- Tylko ostrożnie... - rzekł cicho w powietrze. Z jakiegoś powodu zabrzmiało to dosyć złowrogo.
Nie spotkał jej nigdy więcej.

Długo, długo przedtem...

Pstrokata, jaskrawa kopuła cyrku już z daleka rzucała się w oczy, swoją groteskowością przyćmiewała wszystko dookoła. Na rześkim, letnim wiaterku powiewała szkarłatna chorągiew będąca zwieńczeniem olbrzymiego namiotu. Panował radosny zgiełk i chaos, barwne przyczepy porozstawiano w nieładzie, zwierzęta cyrkowe biegały beztrosko i skubały trawę, przed dużym wejściem stała uśmiechnięta, krzykliwie ubrana parka zapraszając zamaszystymi gestami i ożywionymi przemowami do środka na przedstawienie.
Wśród tłumu przybyłych znajdowała się także liczna gromadka Linstay'ów: szóstka dzieciaków, rodzice oraz dziadkowie, ciotka ze swoją pociechą i znudzony wujek. Duży problem stanowiło upilnowanie każdego z osobna w ciągle przelewającym się tabunie ludzi, jednak jakoś się udało - wszyscy razem weszli, usiedli koło siebie (i to w najlepszym rzędzie!). Pracownicy cyrku roznoszący balony i przekąski zdążyli akurat ich już obsłużyć i chwilę później zaczęły się występy. Były akrobatki, tancerki, połykacze ognia, żonglerzy, śpiewacy i śpiewaczki, klauni oraz absolutna atrakcja - zaklinacz tygrysów. Koty ponoć oswojono do tego stopnia, że dzieci mogły ich dosiadać i karmić z ręki.
Przekonał się o tym między innymi George Linstay. Niestety miał również wątpliwą przyjemność obalić krążące dotychczas przeświadczenie na temat pupilków. Konsekwencje? Pozbawienie oka, blizny na twarzy, wyszarpnięty kawał mięsa z nogi, co z kolei odpowiada za ciągłe utykanie. Ponadto powinien mieć także traumę (inne dzieci, choć w większości mniej poszkodowane, nigdy więcej nie ośmieliły się wejść do cyrku), on natomiast był przez dzień lub dwa lekko oszołomiony, zresztą przespał prawie w całości ten krótki okres regenerując siły. Bo cóż poradzić - zdarza się. Nie znasz dnia ani godziny...
Do owego wypadku doszło, gdy miał dziewięć lat. Akurat tydzień wcześniej zrobiona została pamiętna fotografia, uwieczniając tym samym w ostatniej chwili wizerunek zwyczajnego, niepokiereszowanego chłopca.

A co potem?...

Nauka. Wyroby cukiernicze to najlepsza rzecz na świecie. George związał z nimi życie, a przynajmniej starał się. Przypłacił to ponadprzeciętną tuszą, gdzie mięśnie niemal całkowicie ustąpiły miejsca tłuszczowi. Długa i mozolna okazała się droga, jaką młody Linstay musiał przebyć, by pokonać swoje słabości i przywrócić się do normalnej postaci.
Słodkości popełniał wyśmienite, ale w samym cukierniku było coś, co odstręczało klientów. Pracodawcy zazwyczaj nie mieli ambicji, by zatrudniać oddzielnie sprzedawców, więc role gastronomicznego artysty i kasjera przypadały na jedną osobę. Zresztą w teorii to dobre rozwiązanie, bo kto lepiej zna się na tych wszystkich łakociach, jak nie ich twórca? Szkoda tylko, że w przypadku George'a ciężko było o nabywcę, który nie łypałby nań podejrzliwie z dołu, taksując wzrokiem jego blizny, nienaturalny uśmiech, opaskę na oku... zwykle nie wracali, a cukiernia traciła powoli i obroty, i reputację. Więc oczywiście trzeba pozbyć się źródła nieszczęścia. Lepiej przecież mieć nieco gorsze wypieki i stałych, pewnych bywalców, niż posiadać najwspanialsze dzieła cukierniczej alchemii i żadnego chętnego do ich nabycia. Marzenie legło w gruzach.

Czyżby?

Na horyzoncie pojawił się cyrk. Brzmi znajomo? Jednak to nie ten sam cyrk, co kiedyś, o nie. A mimo to wspomnienia powróciły. I uderzyła myśl, olśnienie jak jasny grom z czarnego nieba. W cyrku sprzedawano różne pyszności. Co więcej - nie brakowało tam dziwaków. George by się wśród nich nie wyróżniał. Nagle poczuł, że ma nowe powołanie. Lepsze, ciekawsze, zabawniejsze. Mógłby zostać klaunem! Jakże śmiesznie by było rozbijać własne wyroby na głowach widzów, bezkarnie rozśmieszać i ośmieszać, szydzić i utyskiwać, a przy tym, być może, piec!
Tak, to było to. Po prostu to wiedział. I nie pomylił się.

Słabe strony/choroby:
Oh, litości! Całe jego istnienie to jedna wielka słaba strona! Nie mów, że nie, i tak nikt Ci nie uwierzy.
Ponadto (czyli można mieć więcej wad?) klaun kuleje na lewą nogę. I ma skłonność do tycia, pomyślałbyś? Przymus ciągłego pilnowania się jest nieomal bolesny. Dodatkowo ma słabą pamięć. Nie łudź się, że zapamięta Twoje imię za pierwszym razem. O ile w ogóle Cię przy drugim, a nawet trzecim spotkaniu rozpozna.

Pozostałe:
Z zawodu (i wcześniejszego powołania) cukiernik. A myślisz, że skąd się biorą wszystkie słodkości ciskane w jego twarz bądź sprzedawane na widowni małe cuda dla podniebienia?
Kiedyś był uzależniony od hazardu.

Nie ponoszę odpowiedzialności za wszelkie anomalie i niedogodności podczas brnięcia przez bagno moich wypocin, ostrzegałem, by nie wchodzić.

Znam alfabet. Abc.
Powrót do góry Go down
Herta
Mroczny optymizm
Herta


Liczba postów : 168
Pochodzenie : Sad Town.

Nie wchodzić! Grozi zawaleniem Empty
PisanieTemat: Re: Nie wchodzić! Grozi zawaleniem   Nie wchodzić! Grozi zawaleniem EmptySro Kwi 23, 2014 12:09 pm

Kartę czytałam z wielkim zaciekawieniem, a także przyjemnością. Cieszy mnie fakt, iż znasz alfabet. Nie przedłużając.
Akceptuję.
Powrót do góry Go down
http://ask.fm/IzakayaTaxi
 
Nie wchodzić! Grozi zawaleniem
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 ::  :: Karty postaci-
Skocz do: